Pisarnia.pl - Self-care

Self-care a praca umysłowa, czyli o tym jak nie dać się zwariować

Mówiąc o self-care w kontekście pracy naukowej mam na myśli wszystkie te czynności, które przynoszą nam długotrwałe lepsze psychiczne samopoczucie. Nie jest to więc tylko dążenie do tego, "żeby się dobrze poczuć" tu i teraz, bo to można osiągnąć układając się wygodnie po skończonym dniu na kanapie, odpalając serial i sięgając po piwko oraz paczkę chipsów.
Jeśli nie jesteś zwolennikiem obcych zapożyczeń w języku polskim, to od razu chciałam się usprawiedliwić, że w przypadku self-care nie miałam innego wyjścia. To jedno z tych słów, na które nie wymyśliliśmy jeszcze dobrego odpowiednika. No bo nikt mi nie powie „samoopieka” to takie fajnie słormułowanie (już nawet niemieckie Selbstpflege brzmi lepiej dla ucha!). Albo że zwrot „dbanie o własne zdrowie” lub zwykła „troska o siebie” wyczerpują to pojęcie. No nie! Self-care to dużo, dużo więcej!

W kontekście pracy naukowej mam tutaj na myśli wszystkie te czynności, które przynoszą nam długotrwałe lepsze psychiczne samopoczucie. Nie jest to więc tylko dążenie do tego, „żeby się dobrze poczuć” tu i teraz. To akurat można osiągnąć układając się po skończonym dniu na kanapie, odpalając serial i sięgając po piwko i paczkę chipsów.

Czy gdyby dano ci pod opiekę siedmiolatka na jeden wieczór, to tak byś sobie wyobrażał troskę (care!) o tego małolata? No nie. Zwróć uwagę, że pod względem językowym self-care to połączenie „własnego ja” i „troski” właśnie. Mowa tu więc o świadomym dbaniu o siebie samego, albo raczej – jak mówi jedna z lepszych definicji, jaką znalazłam – o akcie dbania o siebie wtedy, kiedy jesteśmy chorzy, albo w celu zapobiegania chorobie.

„No ale ja nie mam siedmiu lat i chory też nie jestem”

Jeśli pomyślałeś sobie właśnie to, co widnieje w podtytule tej części, to znak, że jeszcze się do końca nie rozumiemy. To, że podejmując studia (pierwszego, drugiego, trzeciego stopnia – obojętne!) jesteśmy dorośli, nie oznacza, że nie mamy czasem takich zapędów, które mogą skończyć się tak samo źle, jak zjazd siedmiolatka sankami prosto w drzewo.

Długodystansowe przepracowywanie się jest takim zapędem. Próby usatysfakcjonowania za wszelką cenę wszystkich wokół ciebie – od promotora, przez rodziców, aż po twojego chłopaka lub dziewczynę – też są takim zapędem. Odreagowywanie stresu poprzez nadmierne picie alkoholu jest takim zapędem. Nałogowe palenie – podobnie. Życie w chaosie (rzeczywistym i wewnętrznym) – również.

Nie mów, że żadna z tych rzeczy nigdy ci się nie zdarzyła. A przecież jesteś dorosły, co nie?

Pierwszym krokiem do podjęcia jakiejkolwiek aktywności w ramach self-care jest dostrzeżenie, że ty też potrzebujesz, aby się tobą zaopiekować.

Kiedy powinienem się o siebie zatroszczyć?

Odpowiedź brzmi: zawsze. Każdego dnia – czy urobiłeś się akurat po pachy, czy poszło ci tak sobie. Są jednak takie okresy w cyklu życia studenta, doktoranta i młodego naukowca, kiedy ma to wyjątkowo duże znaczenie. Wyglądasz wtedy jak Lisa Simpson na powyższym obrazku i myślisz tylko o tym, jak by tu z tego kołowrotka się wydostać. Z dyplomem albo bez.

Oczywistym przykładem jest na pewno sesja egzaminacyjna albo okresy intensywnego ślęczenia nad pracą dyplomową z nieubłaganie zbliżającym się deadlinem. A z ankiet, które przeprowadziłam na moim fanpage’u na Facebooku oraz na Instagramie wynika, że u połowy z was taki intensywny okres przypada także teraz – w samym środku lata!

To właśnie w takich momentach self-care przyjmuje swoją istotną funkcję z definicji przytoczonej powyżej. Może uchronić nas od chorób, do których doprowadzają długookresowy stres i przepracowanie.

Self-care a okresy intensywnej pracy umysłowej. 5 praktycznych reguł.

W tej części artykułu skupię się na takich właśnie intensywnych momentach. Pamiętaj jednak, że dobre nawyki w zakresie dbania o samego siebie warto pielęgnować w każdym momencie życia.

1. Dbaj o swoją codzienną rutynę

W okresach intensywnej pracy nad jakimś projektem (nauką do egzaminu, pisaniem pracy, etc.) mamy tendencję do pomijania w ciągu dnia niektórych elementów, które towarzyszą nam zwykle w tych spokojniejszych fazach. Nie znam cię osobiście, ale strzelam, że mogą to być takie rzeczy jak poranne czytanie wiadomości, popołudniowa filiżanka kawy, telefon do przyjaciela/przyjaciółki, uzupełnianie zapasów w lodówce. A jeśli jesteś dziewczyną to pewnie jeden albo dwa z miliona możliwych zabiegów pielęgnacyjnych. Jeśli zachrzaniasz z nauką do egzaminu albo ciśniesz kolejny rozdział pracy dyplomowej te drobne elementy dnia codziennego są pierwsze do odstrzału. Myślisz sobie, że po prostu nie ma na nie czasu – no way!

Nic bardziej mylnego. Zachowując swoją dzienną rutynę dajesz znać swojemu ciału i umysłowi, że masz wszystko pod kontrolą. Co więcej, dbając o te drobnostki każdego dnia zapewniasz sobie ten luksus, że nie staną kolejnym balastem do odhaczenia. Typu: ogromne zakupy dla uzupełnienia zapasów w lodówce albo konieczność obdzwonienia wszystkich bliskich i znajomych, których zaniedbałeś w ciągu ostatnich dwóch tygodni.

„Ogarnianie” siebie i swojego najbliższego otoczenie w podstawowych sprawach – chociażby higieny osobistej – to najbardziej banalny, ale też najważniejszy krok self-care.

2. Nie jedz byle czego

Jeśli twój grafik pęka w szwach, zaraz po drobnych przyjemnościach kolejną rzeczą do ostrzału jest przygotowywanie posiłków. Niestety sama wpadam w tą pułapkę wielokrotnie, więc nie oszukasz mnie, że jest inaczej : )

Pamiętaj jednak, że nie możesz oczekiwać od twojego ciała, żeby funkcjonowało na najwyższych obrotach, kiedy nie dostarczasz mu wystarczająco dobrej jakości paliwa. Nie mówiąc już o głowie, która w okresach intensywnej pracy naukowej działa szczególnie mocno. Zadbaj o to, żeby zjeść przynajmniej jeden pożywny i ciepły posiłek dziennie. Miej pod ręką zdrowie przekąski, pij dużo wody.

Cała sesja na orzeszkach i energy drinkach? W dobrym self-care nie ma w ogóle takiej opcji!

3. „Upiecz ciasto” czyli znajdź czas na czynności z namacalnym efektem końcowym

Linkowałam już kiedyś na blogu taki znaleziony na Youtube film, w którym Laura opowiada o swoich doświadczeniach ze studiami doktoranckimi. Zapamiętałam z niego szczególnie jedną historię: o pieczeniu ciasta. Laurze chodziło o to, że w długodystansowej pracy typu pisanie doktoratu, cały czas musimy mierzyć się z tym, że efektu naszych wysiłków nie zobaczymy dzisiaj, ani jutro. Czasem nawet nie za miesiąc i nie za dwa. To frustruje. Nawet jeśli zwiększa się liczba słów i znaków na liczniku w Wordzie, to nie widzimy ich przed sobą na biurku rosnącej kupki zapisanych kartek. Nie możemy dotknąć naszego efektu!

Dlatego też dla własnego dobrego samopoczucia warto znaleźć dla odmiany taką czynność w ramach odpoczynku, w której zobaczymy, że nasze działanie ma bezpośrednie przełożenie na efekt. Pieczenie ciasta jest super przykładem. Ale nie tylko. Możesz ułożyć puzzle, malować, uprawiać rośliny, sprzątać, majsterkować, rozwiązywać sudoku. Cokolwiek, co nie jest pisaniem, nauką ani myśleniem o jednym i o drugim.

Sprawdziłam, polecam!

4. Rusz się, chociaż na chwilę

Nic tak nie pomaga w naoliwieniu trybików w mózgu jak ruch na świeżym powietrzu. Brzmi to jak wyświechtany frazes z babskiego czasopisma! Wiem. Sama nie znosiłam tego typu tekstów. Ale – sprawdziłam i o rany, jak to pomaga!

Nad tym punktem nie ma się co dłużej rozwlekać. Dopóki nie spróbujesz, raczej nie uwierzysz, że ruch ma bezpośredni wpływ na to, jak funkcjonuje twój mózg. A w związku z tym na jakość twojej pracy umysłowej.

5. Planuj

Żeby zmieścić to wszystko w ciągu jednego dnia nie trzeba być wcale mistrzem planowania. Czasem wystarczy poprzestawiać niektóre elementy codziennej rutyny, żeby wykorzystać momenty dobrego „flow”. Czasem zredukować dostęp do platform społecznościowych. A czasem wstać godzinę wcześniej. O planowaniu pracy naukowej pisałam niedawno tutaj.

Nic tak nie zwiększa poczucia sprawczości nad własnym chaosem, jak dokładna świadomość tego, co się na niego składa. Żeby poczuć się lepiej, a tym samym zainwestować odrobię w swój self-care, wystarczy czasem wypisać na kartce wszystko to, co masz do zrobienia, a co się kisi, bo akurat się uczysz, albo piszesz.

Miej pod ręką kartkę i długopis na niespodziewane pomysły. Wszyscy prokrastynujący wiedzą, że jak tylko usiądziesz do porządnej pracy, przypomina ci się cała masa Bardzo Ważnych Spraw do Załatwienia. Nie daj im się zwieść. Zapisz je na kartce i działaj dalej. W wolnej chwili przełóż wszystkie elementy z tej kartki na realny plan. Nic tym sposobem nie zgubisz i nie zapomnisz, a jednocześnie nie oderwiesz się zanadto do pracy.

*

W tym artykule dotknęliśmy zaledwie wierzchołka góry lodowej. Pomysłów na self-care jest cała masa, ale wszystkie sprowadzają się do jednego mianownika: Dbaj o swoje dobre samopoczucie, o sprawnie funkcjonującą głowę. Dbaj o siebie.
Miej świadomość tego, co masz do zrobienia i nie trać z oczu celu. Ale pamiętaj też, że żaden twój cel nie warty jest utraty zdrowia ciała i zmysłów. Nie bądź jak Lisa : ) . Dobre samopoczucie jest ważniejsze niż jakikolwiek dyplom!

4 komentarze

  1. O sobie myśli się zazwyczaj na końcu, to prawda 🙂 I zawsze jest 500 innych rzeczy do zrobienia. A jak już dotrze do Ciebie, że potrzebujesz o siebie zadbać, to zazwyczaj albo jest za późno, albo nie wiesz jak się za to zabrać… Super wskazówki, osobiście wolę zostawiać w oryginale (self-care) niż na siłę szukać odpowiednika 🙂

  2. Genialny tekst! Jestem pod mega wrażeniem. Dokładnie dzięki tym pięciu radom jakoś przetrwałam pisanie magisterki. Spuszczę tylko zasłonę milczenia na ostatnie 3 dni przed oddaniem jej do dziekanatu, kiedy nie spałam i nie kontaktowałam co się dzieje, a ludzie mi donosili jedzenie… Najważniejsze, że to już za mną! Mam nadzieję, że Twój tekst pomoże jakoś przetrwać okres wytężonej pracy umysłowej 😉

    • Super, gratuluję, że się udało! Oczywiście, znajdą się u każdego takie momenty, na które lepiej spuścić zasłonę milczenia 😉 Dzięki za miłe słowo o tym tekście!:)

  3. Planowanie i dbanie o własne potrzeby. To temat -rzeka ,może skarbonka bez dna. Przynajmniej w moim przypadku.Cokolwiek nie zaplanuję, zawsze coś się zepsuje. Najlepiej wychodzi samo planowanie. papier jest cierpliwy.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *