Wierzę, że w procesie pisania wyobraźnia jest potrzebna nie tylko do tego, żeby kreować nowe wątki i formułować interesujące zdania. Uważam, że jest nam ona niezbędna przede wszystkim do tego, żeby ten proces w ogóle przetrwać! Dzisiaj opowiem o roli wyobraźni i pozytywnego nastawiania w pracy nad tekstem naukowym.
Jest czasem taki fatalny moment w pracy nad dłuższym i skomplikowanym tekstem, kiedy nie widzimy już absolutnie nic innego, jak tylko zbliżającą się powoli katastrofę. Gubimy się w rozpoczętych wątkach. Brakuje nam nagle danych, które zignorowaliśmy na początku prac, a teraz mogłyby okazać się kluczowe. Tekst nie trzyma się kupy. Widzimy w nim sprzeczności we własnym toku rozumowania. Nie rozróżniamy już, co jest założeniem, co tezą, a co naszym wnioskiem. Negatywne myśli paraliżują dalsze prace. Wsparcia na horyzoncie nie widać, a termin oddania tekstu goni.
Kto nigdy nie znalazł się w takiej „czarnej dziurze” niech pierwszy rzuci kamieniem!
O tym, jak radziłam (i radzę) sobie w takich sytuacjach, pisałam już kilkukrotnie na blogu. M.in. w tym tekście poświęconym dobrym nawykom oraz tym, w którym poruszyłam temat troski o siebie w procesie pisania. Nigdy jednak nie opowiadałam tu jeszcze o tym, jak ogromną rolę w tym wszystkim pełni dodatkowo wyobraźnia i wizualizacja.
Wyjście z kołowrotka negatywnych myśli
Sytuacja, którą opisałam na początku tego artykułu to nic innego jak kołowrotek negatywnych myśli. Tu również działa wyobraźnia, ale mózg skoncentrowany jest na produkcji negatywnych obrazów. Jedna czarna wizja goni drugą, a niesprzyjające okoliczności czy brak potrzebnego wsparcia sprawiają, że zapętlają się one bez końca.
Mam wrażenie, bazujące na własnym doświadczeniu, a poparte obserwacjami kolegów i koleżanek studentów/doktorantów, że spora część z nas tkwi w tym kołowrotku, uznając go za pewnego rodzaju normalność. Wystarczy przysłuchać się rozmowom prowadzonym na korytarzach polskich wyższych uczelni: zajęć i zadań jest „za dużo”, pytania egzaminacyjne „głupie”, prowadzący są „niesprawiedliwi”, a zadane lektury „są mega trudne”. Koncentrując się na tak wielu negatywach możemy nawet nie dostrzec, jak wielką pracę wykonujemy i jak wiele się uczymy pomiędzy pierwszym rokiem studiów, a dniem opuszczenia murów uczelni. Paplając się w negatywach, nie mamy okazji spojrzeć na pozytywne elementy naszej rzeczywistości.
Niestety przekłada się to też na proces pisania, do którego wielu studentów nastawia się jak przysłowiowy pies do jeża. Jeszcze dobrze nie usiedli do pisania pracy dyplomowej, a już widzą nadchodzącą katastrofę w postaci niepomyślnego przebiegu jej obrony. Jeszcze nie napisali pierwszego zdania, a już sądzą, że będą musieli przedłużyć studia, bo nie wyrobią się z oddaniem pracy w terminie.
To, najdelikatniej mówiąc, nie pomaga.
Wiem, że zabrzmi to teraz jak jakieś czary-mary lub zabobon, ale mocno wierzę, że tym, co może nam pomóc, jest odwrotność tego kołowrotka negatywnych myśli: myślenie pozytywne i wiara w to, że pozytywnym nastawieniem przyciągamy pozytywne wydarzenia. Wiara, że to właśnie nasza wyobraźnia może zadziałać na naszą korzyść.
Jeśli uważasz, że to głupota lub że ta tematyka jest w jakiś sposób niezgodna twoim systemem przekonań i wartości, możesz przerwać lekturę tego tekstu w tym miejscu. Jeśli jednak jesteś zaintrygowany tym, w jaki sposób pozytywne myślenie może pomóc ci w procesie pisania – zachęcam do dalszej lektury!
Prawo przyciągania
W książce Christiny Tracy Stein i Briana Tracy „Pocałuj tę żabę!” czytamy takie zdanie:
Jeśli jutro chcesz mieć inne zbiory, dzisiaj musisz posiać ziarno. Twój świat zewnętrzny jest zawsze odbiciem tego, co myślisz.
B. Tracy, C. Tracy Stein, „Pocałuj tę żabę! 12 metod zamiany problemów w sukcesy – w pracy i w życiu prywatnym”, Warszawa 2017, s. 70.
Jak wygląda świat będący wspomnianym w cytacie „odbiciem” negatywnych myśli, o których rozmawialiśmy wyżej? Niesprawiedliwy, wrogi, niesprzyjający naszemu rozwojowi. Każda kolejne negatywne zdarzenie (słowa krytyki, słaba ocena naszej pracy, spotkanie kogoś wrednego i nieprzyjemnego) jest w takim świecie odbierane jako potwierdzenie się negatywnych myśli i powód do ich dalszego „produkowania”.
Pomyśl, jak łatwiej mogłoby się żyć, gdybyśmy tyle samo energii zużywali na produkowanie pozytywnych myśli
Jeśli wciąż nie jesteś przekonany do tego, że pozytywne myśli mogą mieć w sobie jakąś moc sprawczą, może bardziej przemówi do ciebie argumentacja, po jaką w swojej książce „Spełnione marzenia. Siła wiary, siła myśli” sięga Wyne Dyer. Odwraca on nieco tok rozumowania, sugerując, że wszystko, z czym mamy do czynienia obecnie, było kiedyś jedynie czyjąś myślą – czyimś wyobrażeniem.
Nie bój się marzyć i wyobraź sobie, że stajesz się wszystkim, czym chcesz się stać. Jeśli będziesz żył, kierując się tymi wyobrażeniami, wszechświat dostosuje się do nich i przyniesie ci wszystko, czego pragniesz (…). Pamiętaj o podstawowym aksjomacie – wszystko, co teraz istnieje, kiedyś zostało wyobrażone, tak więc jeśli chcesz, by coś zaistniało w twojej przyszłości, musisz to sobie teraz wyobrazić.
Wyne W. Dyer, „Spełnione marzenia. Siła wiary, siła myśli”, Warszawa 2016, s. 80.
Nawyk pozytywnego myślenia
Wszystko to być może już brzmi dobrze, ale dopiero teraz przechodzimy do sprawy kluczowej. W większości książek rozwojowych i motywacyjnych możemy spotkać się z przekonaniem, że pozytywne myślenie może stać się takim samym nawykiem, jak każdy inny. Nie ujawnia się on „na zewnątrz”, jak np. nawyk codziennego ćwiczenia przez 20 minut, ale dzieje się na poziomie mentalnym. Tak jak każdy nawyk, wyrabia się go poprzez regularne powtarzanie pewnego schematu.
Proces wyrabiania nawyków świetnie w swojej książce „Wy wszyscy moi ja” opisał Miłosz Brzeziński. Żeby nie brzmiało to tak przerażająco, pisze on wręcz o „nawyczkach”, a nie nawykach. Proces zmiany zachowania składa się według tego autora z kotwicy, nawyczku i celebracji. Kotwicą jest czynność, którą wykonujemy codziennie lub regularnie. Żeby nawyczek wszedł nam w krew, zahaczamy go o kotwicę – zdarzenie, które tak czy siak się wydarza. A żeby nasz mózg dobrze go sobie skojarzył, proces kończy się krótką celebracją. Np. tańcem, okrzykiem radości czy też dobrą myślą na swój temat. Jako przykład podaje wykonywanie jednej pożądanej czynności (np. powtórzenia słówek w języku, którego się uczymy) zaraz po wypiciu porannej kawy czy umyciu zębów – stałych elementach naszego dnia. Po kilku powtórzeniach te dwa elementy złączą się w naszym mózgu ze sobą i nawyk szybko stanie się codzienną rutyną.
Kotwicą dla wyrobienia sobie nawyku może być nasza negatywna myśl, do której już przywykliśmy i która stała się stałym elementem naszego studenckiego życia. Nawyczkiem zaś pozytywna myśl, motywująca afirmacja czy też wizualizacja sytuacji, w której sprawy rozwiązują się po naszej myśli. Na koniec zaś powinniśmy sobie w duchu przyklasnąć : ) I czemu nie! Pobiliśmy po raz pierwszy naszą negatywną myśl w głowie i zrobiliśmy pierwszy krok do osiągnięcia wewnętrznego spokoju.
Jak się to wszystko ma do procesu pisania? Jak może nam pomóc nasza wyobraźnia?
Uważam, że świetne rezultaty w naszym przypadku (tzn. osób piszących teksty naukowe) może mieć zwłaszcza wspomniana wizualizacja. Na pewno dobrze wiesz, jak wygląda typowe zdjęcie po obronie pracy dyplomowej, wstawiane na platformy społecznościowe. Uśmiechnięta buzia, eleganckie ubranie, pięknie oprawiona praca w ręku delikwenta, w tle budynek uczelni lub charakterystyczne miejsce na uczelnianym kampusie. Dobrą motywacją i takim pozytywnym oprogramowaniem w naszym umyśle może stać się właśnie wyobrażenie sobie siebie w takiej sytuacji. O ile oczywiście tekstem, z którym akurat się zmagamy jest praca dyplomowa, którą następnie bronimy.
Mi osobiście metoda wizualizacji bardzo pomogła!
Kiedy już zdecydowałam, że chcę dokończyć doktorat, dość szybko zaczęłam sobie wyobrażać końcową obronę. Oczywiście nie w wersji katastroficznej (choć bywało i tak!), ale takiej, jaką faktycznie życzyłabym sobie na końcu wieloletniej pracy nad rozprawą doktorską. Już kilka dobrych miesięcy przed obroną dokładnie widziałam w swojej głowie w co będę na takiej obronie ubrana. Jak ciężka będzie wydrukowana i oprawiona praca doktorska w moim ręku. Z jaką pewnością siebie będę prezentowała wyniki moich badań. Ile kwiatów, prezentów i gratulacji dostanę po udanej obronie. Jaka będę dumna, kiedy to wszystko wreszcie się skończy i powiedzie! Starałam się, aby moja wyobraźnia działała na moją korzyść.
Kiedy sięgnęłam teraz po książkę „Pocałuj tę żabę!”, zorientowałam się, że ta towarzysząca mi przez wiele miesięcy myśl spełniła w zasadzie wszystkie elementy skutecznej wizualizacji, o której wspominają autorzy. Christina i Brian Tracy piszą tam bowiem, że efektywna wizualizacja składa się z 4 elementów:
- Jest wyrazista. Autorzy piszą: „Tworzenie wyraźnych obrazów w umyśle i patrzenie na obrazy czy zdjęcia tego, co chcesz osiągnąć, wprowadza je do twojej podświadomości, która zaczyna przyciągać ludzi i zasoby, tak że wizualizacja staje się rzeczywistością”.
- Jest intensywna – „kluczem jest stworzenie emocji, która towarzyszyłaby udanej realizacji twoich marzeń”.
- Trwa długo.
- Pojawia się z dużą częstotliwością.
Moja pojawiała się wyjątkowo często! Wracałam do niej myślami zawsze wtedy, kiedy nie miałam już siły na powracanie do rozgrzebanego tekstu lub walczyłam z uczelnianą biurokracją. Wierzę, że ta wizualizacja pomogła mi dotrwać do końca całego procesu przy zdrowych zmysłach : )
Jeśli zainteresował cię ten temat, odsyłam po więcej informacji do przytoczonych w tym artykule książek. Jest również cała strona internetowa poświęcona prawu przyciągania, gdzie (tutaj) szczegółowo opisano kilka ciekawych metod wizualizacji, np. dream board. Polecam także lekturę tego artykułu w „Zwierciadle”. We wszystkich tych tekstach kluczowym zagadnieniem jest właśnie wyobraźnia.
*
Będzie mi bardzo miło, jeśli w komentarzu opowiesz mi, jak ma się twoja wyobraźnia! Pracujesz z wizualizacjami? Podziel się swoimi doświadczeniami!
Wizualizacja i wyobrażenia zawsze mi pomagają w pracy nad czymś bardziej rozległym. Niestety bez odpowiedniej kreatywności i wyobraźni. Pracuję jako pisarka, więc bardzo dobrze wiem jak ważna jest wyobraźnia. Na szczęście moja działa bez zarzutów! Super wpis, pozdrawiam. 🙂