Znanemu nam systemowi edukacji wyższej nie można odmówić na pewno jednej rzeczy – tego, że stawia on przed studentami danej dziedziny jednakowe warunki uzyskania tytułu naukowego. Zalicza się do nich napisanie pracy dyplomowej albo złożenie innego typu projektu dyplomowego. I nie ma zmiłuj! Nikt nie pyta, czy dany student ma do wyprodukowania takiego efektu końcowego wystarczająco dużo talentu, czy też nie.
Różni nas na pewno stopień łatwości, z jakim przychodzi nam ten efekt uzyskać. Jeśli studiujesz lub kiedykolwiek studiowałeś, to wiesz, że raczej wszyscy mamy mniejsze lub większe problemy z napisaniem i złożeniem pracy, no ale jednak jakoś niektórym przychodzi to ociupinkę łatwiej.
Czy to oznacza, że te osoby mają talent?
W dzisiejszym artykule przedstawię ci co ja na ten temat uważam. A także – nie ukrywam – spróbuję cię do mojego stanowiska lekko przekonać : )
Gdyby do pisania trzeba było mieć talent, po co by nam były podręczniki i warsztaty pisania?
Zacznę od postawionego w podtytule, nieco przekornego pytania. Jeśli umiejętność pisania zależałaby od talentu, pisaniem zajmować powinni się tylko ci, którzy ten talent posiadają. Przecież to jest coś danego, zupełnie od ciebie niezależnego – albo masz, albo nie masz – i tyle!
No ale ludzie jednak kształcą się w pisaniu. Wydają grube pieniądze na profesjonalne warsztaty pisarstwa, albo nieco mniejsze na podręczniki pisania. Co więcej – prowadzący warsztaty i autorzy podręczników dzielą się swoją wiedzą z nadzieją, że są w stanie podobne umiejętności wykształcić w innych. Czy to oznacza, że w ten sposób „dzielą się talentem”? Czy raczej to, że uczą nas fachu? Wydaje mi się, że jednak to drugie. Toż to przyjęliśmy wcześniej, że talent jest albo go nie ma! Jakże można by się nim podzielić?
A popatrz na to jeszcze z tej strony. Czy wymogiem ukończenia studiów byłoby złożenie pracy naukowej, gdybyśmy faktycznie przyjęli, że do pisania trzeba mieć talent? Jak można by uczynić standardem i obowiązkiem coś, do czego predestynowani są tylko nieliczni?! Coś tu powoli nam się nie zgadza…
Co mówią na ten temat moi guru pisarstwa?
Kto czyta Pisarnię regularnie ten wie, że uwielbiam to, co na temat warsztatu pisarskiego sądzą Stephen King i Stephen Heard. Jeden z prozatorskiej beczki, drugi z beczki naukowej.
Co oni mówią o talencie?
Przychodzimy na świat już z niezbędnym wyposażeniem. Nie jest to jednak jakiś szczególny dar. Uważam, że wielu ludzi ma co najmniej zaczątki talentu pisarskiego i że ów talent można wzmocnić i wyszlifować.
S. King, Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika, Warszawa 2001, s. 16.
King pisze co prawda o jakimś nieco enigmatycznym rodzaju wyposażenia, chyba wrodzonego, skoro z nim przychodzimy na świat, i używa też słowa talent. Niemniej jednak zwraca uwagę na kilka spraw:
- „wyposażenie” to jest już w nas
- nie jest to żadne magiczne i mistyczne wyposażenie
- jesteśmy w stanie coś z tym wyposażeniem zrobić – a dokładnie: wzmocnić i wyszlifować.
Poza tym – moi drodzy – przecież on to pisze w podręczniku pisania! Nie sądzę, że ryzykowałby wypuszczeniem podręcznika (zamiast kolejnej bestsellerowej powieści), gdyby nie był przekonany, że ktoś może z jego rad skorzystać. A kto korzysta? No ci, co pisać nie umieją!
Przejdźmy teraz na nieco bliższe nam poletko pisarstwa naukowego
Heard mówi nam np., że:
Większości pisarzy naukowych nie jest urodzonymi geniuszami, ale raczej wyrabiają oni w sobie zdolność pisania poprzez celową praktykę rzemiosła.
S. B. Heard, The Scientist’s Guide to Writing. How to Write More Easily and Effectively Throughout Your Scientific Career, Princeton 2016, s. 1.
W innym zaś miejscu pisze:
Przez długi okres czasu wydawało mi się, że moje trudności z pisaniem czyniły mnie wyjątkowym, ale jednak nie. Większości pisarzy szarpie się z pisaniem.
S. B. Heard, The Scientist’s Guide to Writing. How to Write More Easily and Effectively Throughout Your Scientific Career, Princeton 2016, s. 11.
Heard zwrócił nam zatem uwagę na to, że po pierwsze: nie jesteśmy odosobnieni w naszych problemach z pisaniem, a po drugie: możemy je zniwelować poprzez systematyczną praktykę. I do tej praktyki zachęca nas i zaprasza, poprzez publikację podręczników do pisania. Co więcej, sam chętnie przyznaje się do wszystkich błędów, które na swojej drodze do pozyskania umiejętności pisania (a nie talentu!) popełnił.
Dlaczego tak usilnie staram się pokazać, że zdolność pisania można w sobie wyrobić?
Otóż jestem zdania, że jeśli zakładasz, że do pisania trzeba mieć talent, to wpadasz w pułapkę myślenia zamkniętego na rozwój lub też, że znajdujesz się bardzo blisko wpadnięcia w nią.
Co dokładnie mam tutaj na myśli?
Kilka lat temu furorę na TEDzie i Youtubie zrobiła Carol Dweck, autorka książki Mindset. Changing the way you think to fulfil your potential (dostępnej w języku polskim, ale niestety w bardzo marnym tłumaczeniu). Koniecznie zobacz jej wystąpienia, a do przeczytania książki też gorąco zachęcam.
Dweck w bardzo przystępny i popularyzatorski sposób opowiada w niej o wynikach swoich wieloletnich badań nad przekonaniami ludzi odnośnie do ich zdolności (do ich „talentów”). Doprowadziły ją one do podziału ludzi na dwa typy.
Ludzie otwarci i zamknięci na rozwój
Z jednej strony na takich, którzy uważają, że inteligencja, zdolności i umiejętności są dane – że rodząc się, otrzymujemy taki pakiecik talentów. Jeśli np. nie mamy w tym pakieciku zdolności do rysowania, to oznacza, że powinniśmy porzucić nadzieję, że kiedykolwiek w życiu będziemy umieli rysować. Takich ludzi nazwała fixed mindset people. Mają oni tendencję do stałego udowadniania swoich „talentów” i są przekonani, że to, co są w stanie sobą zaprezentować jest bezpośrednią miarą ich kompetencji i wartości.
Drugi typ ludzi wierzy, że nasze zdolności i umiejętności możemy rozwijać poprzez odpowiedni wysiłek, przyjęcie stosownych strategii i pomoc innych osób. Ten typ ludzi nie neguje istnienia pakieciku startowego. Są oni jednak przekonani, że nie możemy mieć pewności co do tego, co się w nim znajduje. W związku z tym, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jaki efekt dana osoba może osiągnąć w wyniku treningu i odpowiedniej ilości samozaparcia. Ten typ ludzi Dweck nazywa growth mindset people. Widzą oni w każdej trudności okazję do rozwoju, bo – przede wszystkim – wierzą w rozwój.
W „skrótowcach” z tej książki, krążących po internecie, można znaleźć informację o rozróżnieniu na ludzi z „zamkniętym” i „otwartym” umysłem. Jest to trochę mylące, zwłaszcza jeśli chodzi o ten drugi typ osób. Słowo „growth” zakłada bowiem jakiś ruch, tendencję wzrostową – rozwojową. Dlatego też myślę, że lepiej będzie mówić w tym przypadku o osobach o mentalności nastawionej na rozwój oraz o osobach o mentalności zamkniętej na rozwój.
Dlaczego przekonanie o istnieniu talentu lub braku talentu jest dla ciebie szkodliwe?
Jeśli żywisz przekonanie, że „nie masz talentu do pisania (lub czegokolwiek innego), no i trudno – nie każdy musi mieć”, to niestety jesteś ewidentnie zamknięty na rozwój w tym obszarze. Może i masz nadzieję, że praca magisterska / doktorska jakoś się tam napisze (tu przychodzi mi na myśl słynny hashtag instagramowy: #pracasamasienienapisze), ale świetny w pisaniu to ty nigdy nie będziesz.
To jest bardzo niefajny rodzaj myślenia. Według autorki Mindsetu, takie rozumowanie może cię doprowadzić do całej serii bardzo negatywnych sytuacji i emocji. Przedstawiam je krótko poniżej.
Konsekwencje zamknięcia na rozwój i wiary w brak posiadania talentu:
– Każdą sytuację związaną z pisaniem będziesz traktował zerojedynkowo jako albo pokazującą, że jesteś mądry (jeśli umiesz pisać), albo ewidentnie wskazującą na twoją głupotę (jeśli ci to nie wychodzi). Twoje poczucie własnej wartości będzie w związku z tym stale narażone na szwank.
– Będziesz miał tendencję do zwalania winy za ten brak „talentu” na innych ludzi, sytuacje czy „siły”. Np. możesz mieć skłonność do myślenia: „Ktoś tam na górze mnie chyba nie lubi” (skoro nie dał mi tej umiejętności). Albo też do myślenia o osobach umiejących pisać, jako o szczególnych wybrańcach, którym „wszystko się udaje”. Towarzyszyć ci będzie stałe poczucie poszkodowania, powodujące zazdrość i gorycz.
– Będziesz „najeżony” do wszystkich okazji do faktycznego pisania. No bo „po co się kompromitować”? Osoby nastawione na rozwój potraktują taką sytuację raczej jako wspaniałą możliwość do nauki.
– Będziesz szukał satysfakcji w umiejętnościach, które już opanowałeś. „Z pisaniem nie idzie? No ale to równanie to mogę śmiało rozwalić!” W efekcie będziesz szukał uznania za swoje umiejętności matematyczne, pławił się w komplementach na ten temat, a jednocześnie ani o krok nie zbliżysz się do tego, aby pracę o tych równaniach dobrą polszczyzną napisać.
– W każdym niepowodzeniu pisarskim będziesz szukał potwierdzenia, że faktycznie pisać nie umiesz. Ziarnko do ziarnka, twoja gorycz i obrażenie na pisanie będzie rosła.
– Możesz obawiać się pytań i próśb o pomoc. Dweck wykazała, że dzieci niewierzące w możliwość rozwoju nie podnoszą ręki w czasie lekcji, aby zadać pytanie. Myślą, że wtedy „wyszłyby na głupsze”. Podczas gdy ich rówieśnicy nastawieni na rozwój, traktują zadawanie pytań jako okazję do poszerzenia swojej wiedzy.
– W rezultacie będziesz bał się każdego komentarza związanego z twoim pisarstwem. Negatywny feedback będziesz traktował jako porażkę, a nie jako cenną informację zwrotną, mającą na celu pomóc ci w przyszłości.
– I – co udowodniły badania prezentowane przez Dweck – będziesz miał większą skłonność do depresji i słabsze umiejętności do wyjścia z niej!
Czy nadal jesteś pewny, że trwanie w przekonaniu o talentach to dobre rozwiązanie?
Cóż za ironia – szczyt jest miejscem, na którym wielu ludzi z mentalnością zamkniętą na rozwój chciałoby się znaleźć, a jednocześnie wielu ludzi otwartych na rozwój znajduje się tam w sposób nieplanowany – jako efekt uboczny entuzjazmu do tego, co robią.
C. Dweck, Mindset. Changing the Way you Think to Fulfil Your Potential, Londyn 2017, s. 48.
Jaki z tego morał?
W każdym z nas jest odrobina jednego i drugiego typu wskazanego przez Dweck. Może wierzysz, że nauczysz się pływać, ale że nauczysz się grać na pianinie to już mniej. Albo jesteś całkiem pewny swoich zdolności językowych, ale co do rozwoju swoich kompetencji matematycznych nie jesteś już tak przekonany. I to jest ok – wszyscy tak mamy!
Najfajniejsze jest jednak to, że nad swoim fixed midset możemy przez całe życie pracować. Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, w których momentach i w jakich obszarach życia pojawiają się te negatywne tendencje opisane w powyższych punktach. (I – tak na marginesie – jest to dosyć smutne, że musimy to robić. Czy dziecko uczące się chodzić zastanawia się, co o jego próbie rozwoju pomyślą inni? Absolutnie nie. A przecież to taka sama umiejętność, jak każda inna, której uczymy się w dorosłym życiu.)
Wracając do morału. Jeśli masz takie „zamknięte” przekonania na temat pisania, to bardzo zależy mi na tym, aby je odczarować. I to nie tylko dlatego, że jakoś trzeba tą pracę do końca napisać. Ale bardziej dla twojego lepszego samopoczucia. Czas, który poświęcasz na frustrację nad swoją nieumiejętnością przelania myśli na papier możesz poświęcić na naukę konkretnych elementów warsztatu pisarskiego.
Ja zrobiłam dokładnie to samo. Jaki był efekt?
Po oddaniu pierwszej wersji mojej pracy magisterskiej usłyszałam od promotora: „Te pani zdania to jakoś nie są po polsku skonstruowane”.
Cztery lata później w recenzji doktoratu przeczytałam z kolei: „Rozprawę doktorantki czyta się z uwagą i przyjemnie”. A w drugiej: „Mocną stroną dysertacji jest jej duża przejrzystość, a język rozprawy ma charakter naukowy”.
Miód na moje uszy. A obie prace dzielił zaledwie okres kilku lat, który na maksa wykorzystałam na rozwój umiejętności pisania.
Bo mocno wierzę, że pakiecik startowy to nie wszystko!
Ja też uważam, że „pakiecik startowy” to nie wszystko 🙂 Biorąc pod uwagę moje mocno pokreślone przez nauczycielkę wypracowania z języka polskiego w szkole średniej, nigdy bym nie powiedziała, że dziś będę pracować ze słowami 😉 A jednak. Gdyby człowiek nie mógł się czegoś nauczyć od zera, wszelkie kursy i szkolenia nie miałyby sensu.
Fajnie się Ciebie czytało 😉 Pozdrawiam i gratuluję dyplomów i rozwoju na drodze pisarskiej 🙂 <3
Bardzo dziękuję! 🙂