Dobre nawyki podczas pisania

7 dobrych nawyków, bez których mój doktorat nigdy by nie powstał

Jeśli spytasz mnie o to, jak przebrnęłam przez doktorat, moja odpowiedź może cię zaskoczyć. Otóż pomogły mi... dobre nawyki!
Jeśli obserwujesz moje konto na Instagramie wiesz zapewne, że ostatnio wydarzyło się coś mega ważnego. Obroniłam doktorat! Opowiem dzisiaj o tym, jak dobre nawyki pozwoliły mi dotrzeć do tego kulminacyjnego punktu w życiu każdego doktoranta.

Doświadczenie przygotowania do egzaminów doktorskich i samej obrony to oczywiście – z perspektywy autora Pisarni – fantastyczny materiał, którym mogę podzielić się z wami tutaj na blogu. I na pewno nie będzie to jedyny wpis z tym związany. Pomyślałam, że dobrze byłoby zacząć od tego elementu, który jest wyjątkowo trudny podczas tak długiej pracy z jednym tekstem…

…od wytrwania w pisaniu

I bynajmniej nie będzie to artykuł o tym, „jak się zmotywować do pisania”. Nie. W ogóle nie wierzę, że motywację i silną wolę można gdzieś znaleźć. Ani już tym bardziej słynną „wenę twórczą”. Pisałam o tym nieco więcej tutaj.

Wierzę natomiast, że nawet bardzo długi proces pisarski można przetrwać, jeśli wystarczająco zadba się o siebie, o swoje własne dobre samopoczucie (pisałam o tym tutaj) i o to, żeby praca regularnie posuwała się do przodu.

A w tym wszystkim pomóc może wypracowanie kilku dobrych nawyków. I o nich właśnie dzisiaj wam opowiem.

To nawyki pozwalają nam na trwałe wprowadzić do nowe elementy do naszej codziennej rutyny. Dzięki nim, niektóre rzeczy dzieją się niemal automatycznie, „z automatu”. Sprawiają, że nie musimy o niektórych rzeczach pamiętać. Co ciekawe, jedne nawyki mogą wspomagać inne. Skoro chciałam wypracować w sobie nowe przyzwyczajenie do pisania, starałam się budować wokół tego nowego procesu wspomagające nawyki poboczne. To o nich właśnie opowiem wam w dzisiejszym artykule.

Jakie nawyki sprawiły, że udało mi się przebrnąć przez pisanie pracy doktorskiej?
1. Zmiana aktywności

Od stałego ślęczenia nad tekstem albo z nosem ciągle utkwionym w literaturze przedmiotu można dosłownie oszaleć. Nie mam tutaj na myśli tylko tych momentów, kiedy siedząc nad cyfrową pustą kartką w Wordzie usilnie chcemy coś wymyślić. Mam też na myśli te chwile, kiedy naprawdę super nam się pisze i nie wiemy kiedy ten czas leci. Obie sytuacje w dłuższej perspektywie czasu nie są dobre dla naszego umysłu. No – przynajmniej dla mojego, bo to w końcu artykuł o moim własnym procesie pisania : ) .

W czasie 8-miesięcznej pracy nad pracą doktorską, starałam się zapewnić sobie inne aktywności, którymi mogłam się zajmować w przerwach od pisania. Ważnym było dla mnie to, żeby aktywowały one inne obszary mózgu, niż te, które operują na najwyższych obrotach podczas pracy umysłowej.

A więc z aktywności związanych stricte z czytaniem i pisaniem, przerzucałam się na takie, które np. zajmowały moje ręce. Wykorzystywały wyobraźnię i kreatywność. W moim przypadku są to wszelkiego rodzaju robótki ręczne, które mnie m-e-g-a odstresowują albo… cięższe prace domowe.

Nie bardzo natomiast leżało mi czytanie tzw. „dla przyjemności”, nawet książek nienaukowych. Mój umysł był tak pochłonięty słowami i językiem, że w ogóle mnie to nie relaksowało. Dochodziło do sytuacji, kiedy szukałam inspiracji nawet w nienaukowych lekturach : ) .

7 dobrych nawyków
2. Ruch na świeżym powietrzu

Nic tak nie uratowało mojego doktoratu jak bieganie.

SERIO.

Nie jestem jakąś wyjątkową sportsmenką i gdyby mi ktoś parę lat temu powiedział, że w ogóle będę lubiła biegać, to chyba parsknęłabym śmiechem.

Ale nic na to nie poradzę, że bieganie tak przypadło mi do gustu, że w dni, kiedy intensywnie pisałam, musiałam przynajmniej pół godziny pobiegać. Albo przed (żeby się dobudzić i rozruszać mózg), albo po (żeby rytualnie zamknąć dzień i zapomnieć o tym, nad czym tak intensywnie pracowałam).

Podczas biegania wpadałam też bardzo często na celne riposty i nietuzinkowe argumenty. Myślę, że część z nich w ogóle nie pojawiłaby się w mojej głowie, gdybym miała tylko i wyłącznie siedzieć przy biurku.

3. Debatowanie

Kiedy utykałam nad jakimś wątkiem pracy, lubiłam sobie o nim pogadać. Niekoniecznie w sposób naukowy. Rozmawiałam o mojej pracy zarówno z ludźmi, którzy nieco „siedzą w nauce”, ale też z osobami z mojego najbliższego otoczenia – z mamą, rodzeństwem, znajomymi.

Jeśli problem, którego nie mogłam rozwikłać, był nieco bardziej skomplikowany albo wysoce teoretyczny (a moja praca była jednak na dosyć dużym poziomie abstrakcji, bo dotyczyła myśli politycznej), opowiadałam o nim najprościej jak się dało. A na koniec pytałam, „co o tym myślisz?”.

I wiecie co? Czasem już na etapie opowiadania „normalnym językiem” o danej kwestii, znajdowałam rozwiązanie, jeszcze zanim usłyszałam opinię mojego rozmówcy. Wystarczyło że odeszłam od biurka i pomyślałam o problemie nieco innym językiem.

Magia. Bardzo polecam!

4. Praca zgodna z moim rytmem dnia

Moją pracę wyjątkowo usprawniło wypracowanie odpowiedniej rutyny w ciągu dnia. Kiedy zorientowałam się, że teksty najlepszej jakości produkuję rano, zaczęłam na maksa wykorzystywać poranne bloki pisarskie. To znaczy przed pracą (bo tak, kiedy pisałam doktorat to wciąż jeszcze pracowałam, i to w zupełnie nienaukowej branży!).

Całkiem dobrze pisało mi się też popołudniami, tak od 17 do 20. I jeśli miałam dobre „flow” to zostawałam nad laptopem dłużej, ale miało to swoje negatywne konsekwencje. Otóż zauważyłam, że jeśli piszę do zbyt późnych godzin wieczornych to mam problemy z zasypianiem. Mój mózg nie mógł na rozkaz spowolnić, potrzebował sporo czasu, żeby wyjść z ferworu pisania i zorientować się, że już pora na spanie. Dlatego pisanie do 22 zdarzyło mi się tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Dygresja: Absolutnie nie polecam ci kopiowania takiego systemu dnia. Jeśli na myśl o wstaniu o 7 rano, żeby pisać, jest ci niedobrze, to oczywiście nikt nie każe ci tego robić. Poobserwuj swoje nawyki pisarskie, zwróć uwagę na to, kiedy łapiesz najlepsze pisarskie „flow”. A potem tylko to powtarzaj : )

Dygresja do dygresji: Nigdy jednak nie zrozumiem osób, które piszą całymi nocami kosztem snu. Sorry. Nie ma dla mnie większego luksusu niż wyspanie się.

5. Stałe miejsce pracy

Na czas pisania doktoratu przeniosłam się do mojego domu rodzinnego. Zbawieniem okazała się tutaj możliwość pracy z domu, za którą jestem niezmiernie wdzięczna mojemu ówczesnemu pracodawcy.

Ale nawet w domu uwicie odpowiedniego gniazdka pisarskiego jest nie lada wyzwaniem. Nie mogłam bowiem pracować naukowo przy tym samym biurku, przy którym pracowałam zawodowo! Banalnym powodem było to, że był tam totalny chaos, cała masa sprzętu i notatek z meetingów. Drugą kwestią było to, że potrzebowałam wyraźnego znaku, że już „wyszłam z pracy”. Kto kiedykolwiek pracował z domu ten wie, że trudno wyjść z pracy, która znajduje się w domu : ) Czasem można w ogóle nie wyjść z pracy i nawet tego nie zauważyć, dopóki się nie zaśnie : )

Przygotowałam zatem inne biurko w innym pokoju. I tylko tam zabierałam się za pisanie doktoratu. I to było rewelacyjne! Doszło do takiej sytuacji, że jak tylko wchodziłam do tego pokoju, to już znajdowałam się w odpowiednim naukowym stanie. Miałam tam rozłożone książki i notatki, trochę umilaczy w postaci przekąsek, napojów i świecidełek. Po prostu samo się tam pisało : )

Doktorat - dobre nawyki
6. Nagrody za małe sukcesy

Nie jestem raczej osobą, którą motywuje rywalizacja. Jeśli miałabym zatem czekać na nagrodę za prześcignięcie kogoś w czymś albo za bycie lepszym od kogoś innego (np. w ramach konkursu lub zakładu), to chyba nigdy nie doczekałabym się nagrody.

Wypracowałam zatem inny system i starałam się regularnie dostarczać sobie małych nagród za realizację poszczególnych etapów pracy. Wiecie co sprawiało mi największą radość? A no wcale nie kupienie sobie czegoś, ale… nagroda w postaci przerwy w pisaniu : ) Np. na cały weekend. Nawet nie wiecie z jakim powerem wracałam do pracy po takiej przerwie!

O nagradzaniu się za małe sukcesy pisałam w osobnym artykule. Znajdziesz go tutaj.

7. Odpuszczanie

Jednym z najcenniejszych nawyków, jakie wypracowałam w sobie podczas pracy nad rozprawą było to, żeby nie cisnąć wtedy, kiedy boli. Bo wcale nie było tak, żebym każdego dnia miała odpowiednie „flow” albo żeby mi się każdego dnia chciało siadać przy tym biurku. Co to, to nie.

Kiedy już wszystkie inne dobre praktyki brały w łeb i na serio nie mogłam z siebie nic wydusić, po prostu wstawałam od biurka.

Nie byłoby może w tym nic trudnego, gdyby nie towarzyszące temu „poddaniu się” poczucie winy. Ale jego też się pozbyłam i to jest właśnie najważniejszy element tego nawyku odpuszczania.

W jego wypracowaniu najbardziej pomogło mi zastanawianie się nad możliwymi zyskami z dalszego ślęczenia nad komputerem. Jeśli widziałam, że jakość „produkowanego” tekstu spada, że jestem ewidentnie zmęczona, że nie pomaga ani krótka przebieżka, ani kawa – to był to dla mnie znak, że nic już więcej tego dnia nie wycisnę. W związku z tym zysk z odpoczynku wydawał się większy niż zysk z dalszego pisania.

Zrozumiałam to i na serio uwierzyłam w tą strategię dopiero wtedy, kiedy rzeczywiście na drugi dzień po porządnym odpoczynku pisało mi się zdecydowanie lepiej.

Nawyk wyjątkowo trudny do wypracowania i „przegadania ze sobą”, ale na pewno godny polecenia.

*

Cieszę się, że niektóre nawyki pozostały ze mną na dłużej. A jak jest u ciebie? Masz wypracowane dobre nawyki, które wspomagają proces pisania? Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielisz się ze mną nimi w komentarzu poniżej!


1 komentarz

  1. Bardzo fajny artykul.

    Widac ile za Toba pracy i … organizacji pracy.
    Ja w czasie mojego doktoratu napotykalam sie co rusz na nowe wyzwania. Ale cudownie jest teraz popatrzec wstecz i zobaczyc,ze ten ogrom pracy sie oplacal.

    Gratuluje obrony.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *